poniedziałek, 13 maja 2013

Stosunki międzynarodowe


Blue siedziała na kocyku, opalała się i dumała. Nie wiem o czym, ale wyglądała - jak na nią - dość dziwnie. Jakby myślała. Ja leżałam. I dumałam też. Co by tu kupić sobie, żeby być jeszcze piękniejszą. Jakiś balsam, krem albo pomadę... aaa, pomada!

- Ta pomada na twoim szefie, to taka bardziej skorupka? - czy ona kurde słyszy myśli???
- Nie wiem, chcesz to przyjdź i pomacaj...
- Nie chcę macać. W co ja potem rękę wytrę?
- W jego garnitur. Też się świeci, nie będzie widać.
- To on taki elegancki? Piękny on musi być...- rozmarzyła się.

Coś z siebie na tę okoliczność wydałam. Dźwięk. Tak jakby posępną monosylabę.

- Widziałaś kiedyś wysokiego Latynosa? Ja nie. Żeby był piękny, musi być wysoki. Inny nie przejdzie. 
- To se Masaja znajdź... o!
- Nie będę mieszkać w chałupie z krowiej kupy, oszalałaś??

Kontemplowałyśmy przez chwilę w myśleniu. Nie wiem, co kontemplowała Blue. Ale ja w okolicy krowiej kupy.

- O Dogonach słyszała? - zagaiła
- W dżungli żyją?
- No. Moja siostra dużo o nich wie. Wiesz jak wygląda ich wioska?
- No?
- Ojciec, matka, dwoje młodych i jeden francuski antropolog.
- To nie muszą inwestować w szkołę językową.

Zapadła cisza. Oddałyśmy się zgodnie produkowaniu witaminy D.

- Jak tam francuski się pojawia, to będzie porno... - nawiązałam.
- Dżungla w końcu... - wzruszyła ramionami.
- Nie będę se tam oblubieńca szukała. Wolę takiego, co mu skóra schodzi po słońcu.
- Wietnam? Miałam kiedyś koleżankę, co się jarała Hindusami. I jednym wietnamskim kucharzem.
- Pewnie wysoka? To urodzeni koszykarze są.
- No i pięknie wyplatają koszyki.
- Hidus ma nos jak grucha. A jak idzie to najpierw wchodzi curry, a potem Hindus właściwy. Nie chcę.
- Może ze Skandynawii jaki? - podsunęła cierpliwie.
- Skandynawia? - zdziwiłam się.
- Moja siostra ma ciekawe teorie o ludach świata - stwierdziła.
- Boję się teorii twojej siostry. Ale dawaj!
- Na przykład nie wyraża zgody, abym wyemigrowała do Nowej Zelandii. Bo tam są Hobbici.
- Ale oni nie istnieją...
- Tak jak yeti. Propaganda, żeby nie polowali. Nie przetłumaczysz jej! - westchnęła.
- To może Australia?
- Żeby mi kazali biegać? Tam wszyscy biegają!
- Rodzinne to macie? - spytałam z niedowierzaniem.
- Ciebie też by zmusili. Mówię ci. Chociaż, ja bym chciała.
- No ale ciebie tam woła zew natury. Do goluma ciągnie cię.

Popatrzyła na mnie z nienawiścią.

- W kontekście międzynarodowym to tylko Rosjanie. Reszta jest aseksualna - oświadczyła.
- Fakt. Putin ocieka seksem, jak mój szef pomadą - zaszydziłam.
- Taki rosły Ruski. I żeby miał traktor... - rozmarzyła się znowu.
- To był żart... W lewej kieszeni ten twój Siergiej ma flaszkę, a w prawej ogórka.
- Ja się z nim chętnie napiję, wiesz! I moja siostra też. Jak jej obiecam, że nie pojadę na Antypody.
- Mnie kiedyś adorował Rosjanin. Żenić się chciał nawet, ale że byłam niepełnoletnia, to mnie rodzice z opresji wybawili. Żadnych Rosjan.
- Międzynarodowo to ja z Amerykaninem, raz. A dla ciebie, to ja proponuję z Ghany. Ukopiemy ci studnię. Będziesz panią.
- I mam se w tej studni siedzieć, jak Diogenes w beczce?
- Pogłęb.
- Studnię?
- Nie, wypowiedź.
- On siedział w beczce to ja mogę w studni w sumie. Tylko czemu chcesz mnie tam wsadzić, to ja za diabła nie wiem.
- Za Ruskich.
- To se sama siedź w studni z Ghany. Ja to chyba patriotka jestem. A... zamiast Ruskich coś?
- Angoli.
- Angole są finezyjni, jak niemiecka orkiestra jazzowa. Nieee, ja jednak produkt krajowy preferuję. Mimo wszystko.
- A dlaczego niemiecka?
- Upierdliwie drążysz, wiesz? Już lepiej opalajmy się.

Znowu przez chwilę  leżałyśmy w milczeniu.

- Wiesz co? Masz rację! - powiedziała nagle.
- Bo?
- Bo nie ma to jak swojska polska "kurwa", a nie jakieś "żetę".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz