sobota, 25 maja 2013

Błogosławiony Nervosol

Dzisiejszy dzień był zimny i ponury, więc gładko uporałam się z pracą. Spełniona zawodowo zasiadłam z herbatką w fotelu i postanowiłam zadzwonić do Blue. Jak postanowiłam, tak też i uczyniłam. Niestety.

- No co tam? - zagaiłam, kiedy w końcu odebrała telefon.
- Jak co? Tarło!

Troszeczkę mnie przytkało, przyznam. Po drugiej stronie szalała istna furia i aż bałam się zapytać dlaczego.

- Jakie tarło? - starałam się brzmieć cierpliwie.
- Przecież nie rybie? - prawie na mnie nakrzyczała.
- Jak nie rybie to jakie?
- Ziemniaczane. Placki robię.
- Gorzej ci - powiedziałam z przekonaniem i odłożyłam słuchawkę.

Po chwili telefon.

- No i czego się rozłączasz?? Mówiłam, że trę!
- Nie chciałam tego... w tarle przeszkadzać. A na co ci one? Sama będziesz żarła czy w towarzystwie? 
- Z żarłokiem. Nervosol wzięłam - poinformowała mnie znienacka.
- Na co?
- Na nerwy.
- No domyślam się, że nie na prostatę. Szalejesz jak furia. Co się dzieje?
- Nic. Placki robię. Zjesz?

I poryczała się.

Kiedy dotarłam do niej dwie godziny później ze świeczką zapachową i ptasim mleczkiem, tarła dalej. Posadziłam ją nad słodkim i zabrałam się do smażenia. Strach pomyśleć ile by tego utarła, gdyby nie ten błogosławiony nervosol. Ktoś zna jakieś głodne wojsko?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz