- Te... co z nami? - zagaiła Ola.
- A bo co? - nie chciało mi się analizować o co pyta.
I cisza. Teraz ona kiwała się w tył, a ja w przód. Postanowiłam wyrazić swe uczucia.
- Niemoc, co?
- Ano niemoc - potaknęła Ola.
- Taka kurde rozumiesz... niemoc.
- Niemoc - ucieszyła się.
- A może ja sobie na tę niemoc buty kupię?
- A pomogą?
- A nie?
- Konkretnie to mi na niemoc nie pomaga nic. Leżę i nie mogę wtedy. Taka niemoc mnie trzyma, że leżę...
Popatrzyłam przed siebie nie ustając w kiwaniu. Rozumiałam ją trochę.
- A kiedy wiesz, że możesz znów?
- No nie wiem... ja jak już mogę to wiem. Samo jakoś przechodzi i mogę.
- Ty weź mnie nie strasz, bo ja scenariusz do napisania mam...
- Czyli niemoc twórcza?
- Tfurcza - parsknęłam - i to przez duże TFU!
- Pisanie jest ciężkie. Wiesz ile mięśni musi uruchomić palce, żeby pisały?
- Nie wiem. Ile?
- Ja też nie wiem. Ale palców jest dziesięć, to musi dużo.
Przez chwilę patrzyłyśmy w słońce, którego nie było. Przez kolejną znowu przed siebie. W końcu podniosła temat:
- To jak ty na niemoc buty kupisz? Przecież się nie dowleczesz. Mi się w takich razach nawet oczy nie chcą.
- Co ci oczy nie chcą? - zainteresowałam się.
- Nie chcą i nie patrzą. To jest patrzą, ale na powieki moje. Od wewnątrz.
- To masz różowy lajf, ci powiem. Buty chcę! - zadecydowałam wreszcie.
- To chodźmy.
To poszłyśmy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz