Wparowała do mnie dwie godziny temu. Bez zaproszenia. Za to z winkiem. Skoro więc wlazła, to jest.
- Jaka fota? - spojrzałam cokolwiek nieprzytomnie, bo właśnie zmywałam podłogę.
- No jak to jaka fota? Miałyśmy przecież na bloga dać!
- W celu aby? - prawie się zainteresowałam, na klęczkach.
Kątem oka dostrzegłam jak wywraca oczami i bierze głęboki oddech.
- No słit focia na blogaska. Z rogalami!
- Dwa ostatnie właśnie zeżarłaś. Więc raczej przypuszczam, że wątpię.
- Nie będzie czyli?
- Znaczy wcale.
Przyglądała się przez chwilę mojej pracy, a ja TO widziałam. Naprawdę widziałam, jak załącza jej się gdzieś w głowie znienawidzona przeze mnie funkcja "knująco - kombinująca". Obawiałam się tylko, że w szalonym widzie jakimś, każe mi te rogale piec od nowa. A nie mam już drożdży na zaczyn.
- To daj co masz! - stwierdziła chytrze.
- Kota dam.
- Kota mają wszyscy. To ma być fota... inna.
- Jasne, a rogali nie daje nikt.
- Dają, ale własnej roboty. A ty kota nie robiłaś sama. Jak dasz coś, to opublikuję kota też. Promise!
- To murena - zdecydowałam szybko.
- Czołowa chyba.
- Na czołowe to szła. Murena nie morena, ciemnoto. Prawie zeżarła mi palca.
- Poka!
Wyciągnęłam rękę.
- Murenę poka! Ciemnoto...- odcięła się, a ja pokazałam:
- To takie małe coś potrafi zeżreć palec? - zdumiała się.
- Jak urośnie. Ale wolałam nie sprawdzać.
- Ładnie wybarwione cholerstwo. Gdzie ją łowiłaś?
- W Dahab. W Morzu Czerwonym.
- Moja koleżanka lata do Dahab. Na Arabów przystojnych. Pewnie ich w morzu nie łowi... - zarechotała pociągając łyk wina.
- To teraz ty dawaj twoją. I ma być piękna!
- Dałabym ci ja wodorost... ale mnie pozwie jak się zobaczy na blogu. Nawet przy zamazanych oczach.
- Aaaaa jak do sądu, to nie! Że też ty nie masz żadnego normalnego eksa... - zauważyłam apropo's.
- Wiem! Dam ci fotę, jak będzie wyglądał za parę lat! Taka ten... foto-symulacja - uradowała się, a ja zaczęłam się bać.
- Że taki byczek z niego? - nie mogłam oka nacieszyć.
- Nie kurna, rogacz taki! Ta jego oblubienica to taka... trochę nie tylko jego - uradowała się wyraźnie.
No nie mogłam z nią tej chwili triumfu nie celebrować przecież!
- To co...? Winka? - zaproponowałam słodko.
- Winka!
I znad winka Was... pozdrawiamy!
PS. To ja Blue. Słowo się rzekło... - kota u płota!
kota u płota ;>...znaleźć w niedzielny ranek, rano o poranku rozszarpaną kurę - bezcenne :D
OdpowiedzUsuń