wtorek, 4 czerwca 2013

Ziew

Wisiałyśmy na telefonie, raz po raz ziewając w słuchawkę.

- Sorry, że tak ziewam. Po nerwosolu. Ty?
- Ja ziewam z melancholii.
- Achaaaa... - ziewnęłam przeciągle.
- Nooooo... - potwierdziła ziewnięciem Ola.
- To co? Idziemy spać?
- No trzeba.

I ziewałyśmy dalej. Takie dobre pół godziny ziewania.

- A melancholię masz z kota?
- Gdzie tam. Melancholię to ja czerpię z miłości.
- Z miłości ziewasz zatem?
- Noooooo...
- Aż taka nudna? Nigdy się nie zakocham!
- Kłamczucha!
- Zasadniczo ziewam, bo jestem niedotleniona.
- Z miłości?
- Z miłości to niekoniecznie, bo zaliczyliśmy dzisiaj wszystkie parki Warszawy chyba. Chociaż trochę też. Bo czasem jak cię przydusi, to i oddychać się nie da - zachichotała.
- Achaaaa....
- Ileś ty tego nerwosolu wzięła?
- A nie wiem, bo ciemna butelka.
- Ciągnęłaś z gwinta?! To powinnaś motylki widzieć albo światełka, jak sobie tak chlapnęłaś od serca.
- Zasadniczo to od babci chlapłam.
- A w ogóle to po ci nervosol? Z miłości?
- Ta... do dziecka...
- To może lepiej chodźmy spać - zadecydowała Ola ostrożnym tonem dzieciofoba.

I poszła.
Idę i ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz