niedziela, 2 czerwca 2013

Mumia?

Drzwi otworzyła mi mumia, machając nerwowo ręką. Żebym wchodziła.

- To ty? – zapytałam niepewnie.
- A kto? Mumia?!

Ola była poirytowana. Było to widać wyraźnie, nawet przez metry owijającego ją... czegoś.

- Fakt, mumii w turbanie nie widziałam. Coś ty na siebie założyła?
- Odczep się! – powiedziała uprzejmie – Ręcznik.
- Że niby to jest on?
- Duży trochę, wiem. Nie zauważyłam, że wyjęłam plażowy płaszcz kąpielowy.
A jak macałam w ciemno z wanny, to już było za późno na cokolwiek innego.
- I to cię tak, niech no pomyślę... wyprowadziło z równowagi?
- Co? Że się owijać musiałam, żeby się nie zabić? No też. Ale właściwie i naprawdę, drogerie...

Zasępiła się i zapatrzyła przed siebie. A ja zapatrzyłam się w nią. Z niekłamanym zachwytem.

- Nie mów mi, że leciałaś w tym do drogerii, bo ci zabrakło szamponu...

Wizja mumii rodem ze Scooby Doo pędzącej do Natury ulicami Warszawy, podziałała na mnie tak sugestywnie, że przez dłuższą chwilę piałam jak młody kogut, oparta o framugę. Nie dało rady. Skończyłam w kucki.

- Śmieszy cię to? - warknęła.
- No... - rękawem otarłam łzy - weź miej trochę litości dla mojego tuszu. Nie jest wodoodporny.

Popatrzyła na mnie z prawdziwą nienawiścią:

- Na bóstwo się robię - oświadczyła.
- A ja myślałam, że balsamujesz zwłoki i z rozpędu zaczęłaś swoje. Powiesz mi
o co...  z tą drogerią?
- Bo to jest niesprawiedliwość społeczna. Te drogerie. A w zasadzie płciowa.
Ty policzyłaś kiedyś ile musisz specyfików, mazideł i innych pierdół użyć, żeby się wykąpać i potem wysmarować? - wybuchła.  
- Że co?! - pomyślałam, że nie wierzę.
- Właśnie dziś policzyłam. Dziewięć wyszło!
- A ty co? Kleopatra?
- Weź nie bądź sadystyczna...
- Jak bym była sadystyczna to bym powiedziała, że Konstytucja gwarantuje
po równo...
- A gówno!
- ... a najmniej jednakowoż po równo, to mają (jak by nie patrzeć) faceci. Bóg jednak była Kobietą! - dodałam z przekonaniem.
- Gdyby Bóg była Kobietą, to nie musiałabym o... tego wszystkiego tu... i w ogóle...
i dla niego...

Przez chwilę wsłuchiwałam się w ten popis zdolności oratorskich. Popatrzyłam na to smutne dzieło stojące przede mną, owinięte w... coś, z ogórkiem pod okiem, bo drugi gdzieś odpadł, rękawiczkami na parafinie i jakąś łososiową maską o zapachu malin. A potem popatrzyłam na narzucony szlafrok w obawie, że ma pod nim jaką folię kuchenną. Nie było. Odetchnęłam z ulgą. Usiadłam i naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć, żeby jej było miło.

- Znaczy się tego... randkę masz?

Na początek dostałam turbanem.


3 komentarze:

  1. Na drugi raz to zamiast piac jak młody kogut fotki rób...też chciałbym zobaczyć ten widok. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie piszesz, czyta się lekko, chcac chlonac kazda linijke ; )) czekam na kolejne posty.
    zapraszam do siebie ; )

    http://photography-and-fashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń